niedziela, 6 czerwca 2010

Tak juz bywa i trudno to zmienic, ze kiedy jest plaza to tylko sie lenic.



Co tu duzo mozna opowiedziec o przebywaniu na tajskiej wyspie? Jedynie tyle, ze pierwotnie ustalona Ko Chang ulegla zmianie i ostatecznie wyladowalem na Ko Samet z powodu szybszego dostepu do Bangkoku, a szczerze powiedziawszy bylo to duzym argumentem przesadzajacym biorac pod uwage 50% nocy w ciagu ostatnich 2 tygodni podrozy przespanych w autobusach.
Takze podroz dobiega konca jak i zywiolowa mobilizacja, do ktorej bylem zdolny przez caly okres jej trwania.
Lezenie plackiem na piachu, taplanie sie w wodzie, jedzenie, ogladanie filmow dvd, uzupelniania blogowych zaleglosci to czynnosci ktorymi moge pochwalic sie w czasie 2 dni i 3 nocy spedzonych na Ko Samet. Jedynym wyczynem byly przechadzki wzdloz plazy. Wyspa ladna, spokojna, lezaca na ternie morskiego parku narodowego. Jak twierdza lokalesi wyjatkowo malo ludzi. Pewnie protesty w Bangkoku wystraszyly potencjalnych przybyszow.
2 dni minely just like that, poczynilem juz przedostatni raz backpack packing i odjechalem do Bangkoku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz