niedziela, 25 kwietnia 2010

Duzo spokoju czy niezly chaos? Od 2 dni sprawdzam jaki jest Laos...



Przejazd "mostem przyjazni", poczekalnia na odbior wizy w przerwie na lunch, lokalny busik wypchany po brzegi i jestem. Vientiane przywital mnie standardowym jak na ostatnie dni skwarem, zuchwalymi tuktukciarzami i ogolna dostepnoscia wszystkiego w poblizu.

Do hostelu dotarlem pieszo po uslyszeniu absurdalnej ceny zaproponowanej przez lokalesow. Tam za to mile zaskoczony zostalem cena hostelu czyli 50 000 kip stanowiace okolo niecale 5$ w dormitory tzw. pokoju zbiorowym.
Jako, ze pora jasnosci zblizala sie ku koncowi czym predzej opuscilem 4 sciany w poszukiwaniu wrazen. Mnostwo restauracji i innych rodzaju jadalni, lacznie z ta wygladajaca na pokoj mieszkalny ktora mozna zobaczyc w klipie, sklepy wypchane koszulkami "Lao Beer" po brzegi, guest housy i calkiem standardowy azjatycki street life, to atrakcje ktore spotkaly mnie w centrum Vientiane.
Udalo mi sie dotrzec do muzeum narodowego, ktore nie swieci swoja znamienitoscia w porownaniu z muzeami innych stolic ktore bylo mi dane odwiedzic, w tym takze naszych ojczystych. W dodatku zabroniono robic zdjec. Stadion narodowy nie umywa sie do bydgoskiej Zawiszy, a po zmroku w towarzystiwe burzy niewiele pozostalo do roboty poza zaszyciem sie w swoim lokum.
Rano, po nabytej informacji o ciekawym miejscu, szybkim tempem po sniadaniu wypozyczylem rower i ruszylem w kierunku monumentu, ktory z pewnoscia zasluzyle na uwage. Zlota swiatynia lsniaca w sloncu juz od konca ulicy wyrasta jako najwazniejszy buddyjski obiekt Laosu w centrum miasta. Zdecydowanie warte polecenia i zobaczenia. Nie chodzi tu wcale o glebokie przezycia duchowe choc na pewno i takie mozna doznac w tym miejscu kultu, tylko o sama architekture i owa zlotosc bijaca po oczach :)
Szybki powrot, zimne Lao Beer i nadjezdza srodek lokomocji w nastepne miejsce zainteresowania.
Vientiane dobre jest na 24h...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz