środa, 21 kwietnia 2010

Takie zabytki jaki kraj czyli park historyczny w Sukothai



Jedną z niezaprzeczalnych atrakcji przebywania w obcym kraju jest bliskie spotkanie z tamtejszą architekturą. Jeszcze lepiej jeśli jest ona starszej daty, a kiedy można zobaczyć wiele obiektów jednocześnie, a ich skupisko znalazło się na liście UNESCO to na pewno warto! Na pewno nie zawiodłem się odwiedzając park historyczny w Sukothai.

Miasto przywitało mnie już po zmroku, na szczęście udało się obyć bez taxówkarzy oszustów, od których zazwyczaj roi się w pobliżu dworców autobusowych. Dotarłem do przyjemnej miejscówki zwanej Garden House.
Rano, skoro świt czyli o 12 w południe :) kiedy słońce nie dawało żadnych szans, a jedynym chłodnym miejscem był sklep "7 eleven" (najpopularniejsza tu sieć), dotarłem do przystanku "autobusu" tzw. sawng thaew czyli pojazdu zbudowanego z szoferki bez drzwi i nieskozadaszonego wspólnego przedziału dla pasażerów z tyłu z 2 ławkami po przeciwległych stronach wzdłuż pojazdu.
Skutki nieprzespanej nocy uratował ojciec Czerwonego Byka - Czerwony Bizon czyli Krating Daeng występujący w niegazowanej formie oraz butelce jak po syropie, mający w sklepach równie wielu naśladowców jak jego zachodni syn.
Ledwo zdążyłem wysiąść z owego wehikułu i już przyatakowała mnie pani z wypożyczalni rowerów. Jak się już za chwilę okazało to ja w tym przypadku miałem szczęście, a zapożyczony przeze mnie bicykl, mimo roztapiającego upału, okazał się nie byle jakim sprzymierzeńcem.
Park historyczny w Sukothai podzielony jest na 3 części, na których obrębie można podziwiać lepiej i gorzej zachowane świątynie tzw. Wat'y. Ich starość można szacować na XII- XIV w. Połączone są ścieżkami, a wokół jest dużo zieleni i nawet jeziorka. Taki prawdziwy park historyczny po prostu :) Pozostałe części mieszczą się poza starymi murami miasta, wkomponowane są w tereny rolne i do ich zobaczenia niezbędny okazał się rower. Niezbędne okazało się też zimne Leo na ławce przed sklepem po dłuższej chwili jazdy.
O ile jazda po całym parku była nie lada frajdą wśród tych wszystkich staroci kolokwialnie mówiąc to przystosowanie parku pod względem parkowaniajest raczej marne i przed każdą świątynią musiałem przypinać rower do tabliczki informacyjnej skoro już zostałem zaopatrzony w łańcuch z kłódką i kluczyk :)
Do muzeum niestety nie zdążyłem, ominąłem też duuuuuży posąg Buddy nieopatrznie, ale wycieczka zdecydowanie satysfakcjonująca.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz