poniedziałek, 3 maja 2010

Lekcja cierpliwosci i przelamywanie strachu czyli wizyta w Kong Lo i jazda na dachu



Do konca nie wiedzialem czy sie na to zdecyduje i zdecydowanie czesc siedzaca mojego ciala nie byla gotowa na taka podroz po rajdzie rowerowym dnia poprzedniego. Jednak po spotkaniu 3osobowej swity z Polski zmobilizowalem sie do kupna biletu na, jak sie okazalo finalnie, 20h podroz 3 srodkami lokomocji. Wszystko to po to aby przeplynac imponujaca jaskinie Kong Lo.

Poczatek byl wspanialy. Obiecany VIP Bus w koncu go przypominal, w rzedzie zamiast 4, byly 3 wygodne fotele, dzialala klima i jestem juz nawet w stanie pominac fakt obiecanej kolacji w formie malego batonika i malej wody ceniac sobie wygodna podroz noca z Luang Prabang do Vientiane.
6 rano to niezbyt zyciodajna pora niedajaca duzo determinacji, zwlaszcza po calonocnej jezdzie na siedzaco. Po krotkiej konsternacji postanowilem isc za ciosem i z bagietka wypchana jakimis cudami, z ktorych polowe ostatecznie wyrzucilem, wsiadlem do autobusu jadacego na poludnie. Wiedzialem tyle co Magda, Asia i Marcin, do ktorych sie przylaczylem. Mamy wysiasc gdzies po drodze. Wypchanym autobusem po brzegi z plastikowymi stolkami dla pasazerow w korytarzu przemierzylismy jakies 5h by znalezc sie na jakims rozdrozu. Nie uwierze juz w plotki o dlugim oczekiwaniu na transport w Laosie, poniewaz nie trzeba nawet go szukac, to transport znajduje Ciebie.
Tym sposobem zasiadamy w "busiku" czyli troche wiekszym tuk-tuku jadacym do Ban Na Hin. Na moj gust wygodnie jechalo by sie nim w 10 osob. Nas jest 17 plus dziecko. Jest mi jednak juz wszystko jedno. Chce tylko dotrzec do celu. W Ban Na Hin transport znow sam nas znajduje i podejmujemy najlepsza decyzje tego dnia decydujac sie na nocleg w poblizu jaskini.
Wyrastajace skaly za polami uprawnymi i wioska, ktora malymi kroczkami zaczyna rozbudowywac baze noclegowa dla turysow odwiedzajacych Kong Lo tworzy oaze spokoju, a w dodatku nasz wyrastajacym w tym miejscu guesthouse wyglada niczym Hilton i jest niedrogi.
W calej okolicy mozna znalezc jedna restauracje, ktora z restauracja ma wspolnego tyle ze sie tak tylko nazywa. Wieczor na relaxie, bo inaczej sie chyba nie dalo :)
Wczesnie rano z niecierpliwoscia niepozwalajaca spokojnie zjesc sniadania idziemy w strone jaskini. Pierwsza bramka 2000 kip, stacja druga oplata za lodke 110 000 kip i juz mozemy isc w kierunku wejscia oblanego sporej wielkosci jeziorkiem. Wyglada imponujaco. Wysoka gora, u podnoza ktorej znajduje sie kilkunastometrowej wysokosci i szerokosci wlot do jaskini. Za chwile juz siedzimy w lodkach napedzanych silnikiem i w towarzystwie 2 "przewodnikow" przeplywamy okolo 10 km szerokimi od kilku do kilkunastu metrow korytarzami. Sklepinie dochodzi czasem do kilkudziesieciu metrow, wiele razy musimy wyjsc z lodki zeby ja przenisc z powodu niskiego poziomu wody. Niesamowita przestrzen...
Nie tracac cennego czasu czekamy na powrotny transport, ktory w niedalekim czasie takze nas znajduje :) Komfortowo, bo tylko w 4 wracamy do Ban Na Hin aby po wizycie na lokalnym ryneczku obfitym w rozne dziwactwa z jaszczurem wlacznie :) znalezc nastepny transport. Przysporzyl mi on niemniej frajdy niz wycieczka do jaskini. Skoro byl wypchany po brzegi, zaproponowalem ze pojade na dachu. Oczywiscie nie musialem nawet powtarzac i uzyskalem zgode i tym sposobem przemierzylismy 50 km do rozwidlenia. Scenariusz ten sam. Natychmiastowa zmiana "busika" i jazda na poludnie. Znow znajduje nas autobus i po jego zatrzymaniu okazuje sie, ze jedzie do Pakse czyli kolejnej destynacji. Jedyne 8h jazdy "pornobusem" jak ochrzcilismy pojazd rozowo wykonczony w srodku i wyswietlajacy tanczace panie w tv, 3h snu na stacji benzynowej oczekujac na jej otwarcie rano i jestesmy. Tym razem zaledwie 16h na przemierzenie okolo 400 km :)

1 komentarz:

  1. piękna jaskinia! kolejna rewelacyjna recenzja, czekam na dalsze! Bydgoszcz pozdrawia!

    OdpowiedzUsuń